KINO: Cristiada

1 Lu

Mali bywają obdarzeni wielką wiarą, której nie wyrzekają się nawet w obliczu śmierci. Nawet za cenę własnego życia, bo wiara to nie kompromis. „Cristiada” w reżyserii Deana Wrighta to historia walki Cristeros – obrońców Chrystusa z prezydentem Callesem, który wprowadza restrykcyjne zakazy i próbuje zniszczyć wiarę katolicką w Meksyku. Wojsko ścieli trupami kolejne miasteczka, wycina w pień duchowieństwo, a buntowników broniących wiary wiesza na słupach telegraficznych.

Walka Cristeros z wojskami rządu to biblijny pojedynek Dawida i Goliata. Generał Enrique Gorostieta wiedział, że szanse na zwycięstwo są marne: „Nie macie armii, amunicji, tylko wiarę, która was nie uratuje na polu”. Jednak postanowił stanąć na czele Cristeros mimo, że sam był ateistą. Walczył za wolność, wolność wyznawania własnej wiary.

„Cristiada” to opowieść o ludziach pełnych wiary, gotowych do wyrzeczeń i ofiary. O młodym chłopcu, którego niezwykła potęga wiary budziła podziw wśród dorosłych. José dzięki swej głębokiej wierze sprawił, że obojętny w kwestiach religijnych Gorostieta odnajduje w sobie sens życia. Film o duchownych i zwykłych ludziach, którzy mimo groźby śmierci nie wyrzekli się Chrystusa.

Andy Garcia w genialnej roli generała Enrique Gorostiety pokazał cały wachlarz aktorskich umiejętności. Jego gra oddaje kolejne etapy duchowej przemiany. Z kolei Mauricio Kuri w roli najmłodszego męczennika Cristeros chwyta za serce i zapada w pamięć.

Film niezwykły, pełen emocji, wzruszający i niosący nadzieję. Nawet ci, którzy nie są gorliwymi katolikami odnajdą w nim uniwersalny sens – ideał walki o wolność. Wierność faktograficzna (większość bohaterów to postaci autentyczne, obecnie beatyfikowani lub kanonizowani Kościoła Katolickiego), doskonałe odtworzenie realiów epoki i świetna obsada aktorska są zdecydowanie mocnymi stronami produkcji. Być może odrobinę patetyczny i przerysowany, jednak mocny i zapadający w pamięć. Film, który po prostu trzeba zobaczyć.

/MR/

Dodaj komentarz